Rowerzyści już od kilku tygodni jeżdżą po kilkudziesięciu kilometrach nowych pasów i ścieżek, a ratusz nadal nie zapłacił firmie, która je zbudowała. Wykonawcy twierdzą też, że urzędnicy celowo opóźniali prace, tak aby wypożyczalni nie udało się otworzyć w wakacje.
[lock_content error=”Treść dostępna na stronie wydawcy”]
Jeszcze w środę prezydent Krzysztof Żuk cieszył się, że lublinianie pokochali rowery. Ponad 80 tysięcy wypożyczeń w ciągu miesiąca i 20 tys. zarejestrowanych użytkowników wypożyczalni robi wrażenie. W przyszłym roku system ma być rozbudowany o kolejne stacje. Nie wszystko wygląda tak różowo.
Przy okazji budowy wypożyczalni miasto zleciło też zaprojektowanie i wybudowanie 30 kilometrów pasów i ścieżek rowerowych. Po zdecydowanej większości z nich od kilku tygodni już jeżdżą cykliści.
– Problem w tym, że miasto nie zapłaciło głównemu wykonawcy i podwykonawcom blisko trzech milionów złotych. I to wszystko, mimo że inwestycja została odebrana – przekonuje Damian Samuła, koordynator zadania ze strony firmy Rystal-Bud z Kielc, która budowała pasy i ścieżki. Podwykonawcami było kilka lokalnych firm, w większości z Lublina i okolic.
Na potwierdzenie swoich słów Samuła pokazuje cały stos dokumentów – protokoły odbiorów, niezapłacone faktury, umowy i dokumentację projektową. – Zapłacono nam 468 tys. złotych. Część prac zakwestionowano, mimo iż inspektorzy MOSiR, który był tzw. inwestorem zastępczym, stwierdzili, że wszystko jest wykonane zgodnie z projektem. Poza tym Zarząd Dróg i Mostów zlecał nam wiele prac dodatkowych nieujętych w projekcie. Od ich wykonania uzależniał wypłacenie pieniędzy – dodaje koordynator projektu.
Celowe opóźnienia?
Według pracowników Rystal-Budu, z którymi rozmawialiśmy, urzędnicy z Zarządu Dróg i Mostów celowo opóźniali część prac, żeby system roweru miejskiego nie ruszył w wakacje, tak jak chciał prezydent. – To wyglądało dość dziwnie. Nie przekazywali nam terenów budowy np. pod ścieżki czy pasy. Tak naprawdę to te 18 kilometrów pasów rowerowych wytyczyliśmy właśnie bez przekazania terenu, czyli niezgodnie z prawem. Gdybyśmy mieli czekać dłużej, to nie byłoby ich nadal. Z jednej strony urzędnicy zwlekali, z drugiej kazali coś robić bez dokumentów. Ponieważ prezydentowi zależało na czasie, robiliśmy, co kazali – wspomina jeden z pracowników Rystal-Budu.
Takich „kwiatków” w przypadku wypożyczalni było zdecydowanie więcej. Na przykład uzgodnienie wyglądu terminalu stojącego przy stacjach rowerowych zajęło urzędnikom dwa miesiące. W Białymstoku wystarczyło na to zaledwie 10 dni.
Firma budująca ścieżki i pasy chciała się dogadać z miastem. 26 września odbyło się wspólne spotkanie. Obie strony ustaliły, że na dokończenie wszystkich prac (brakuje niewielkich fragmentów ścieżek na al. Kompozytorów Polskich, ul. Diamentowej oraz oznakowania kilkusetmetrowego pasa rowerowego na ul. Wileńskiej) wystarczą trzy tygodnie. Tydzień później dyrektor Zarządu Dróg i Mostów Kazimierz Pidek wysłał do wykonawcy oświadczenie o odstąpieniu od umowy, czyli de facto ją zerwał. – Nawet tego nie potrafił zrobić skutecznie, bo wysłał pismo mailem i faksem. A powinien to zrobić listownie lub w siedzibie firmy – przekonuje Samuła.
Mało tego, do zadań wykonawcy należało też utwardzenie placów pod stacje rowerowe. Z zadania firma się wywiązała. Jednak, jak się okazuje, do dziś miasto nie przejęło od niej tych placów. Co to oznacza? – Jeśli nie dostaniemy należnych nam pieniędzy, to możemy rozebrać kostkę, na której są stacje, lub ogrodzić miejsca i zabronić tam wstępu pod pretekstem prowadzenia prac budowlanych. Tego robić nie chcemy, ale nie wykluczamy, że przy stacjach pojawią się tabliczki z informacją, że wypożyczalnia, z której korzystają tysiące mieszkańców Lublina, została zbudowana na krzywdzie wykonawców – ostrzega Samuła.
Ratusz wyjaśnia
Co na to ratusz? Wczoraj urzędnicy nie byli w stanie ustosunkować się do wszystkich zarzutów, które podnosi Rystal-Bud. – Mogę tylko powiedzieć, że umowa została rozwiązana z winy wykonawcy, który nie realizował założonych prac. Na firmę została też nałożona nota karna w wysokości 10 proc. kontraktu, czyli ok. 370 tys. złotych. Co do odstąpienia od umowy – to zostało ono wysłane trzema drogami: mailem, faksem oraz listownie – zapewnia Karol Kieliszek z ratusza.
Do reszty zarzutów urzędnicy z ratusza mają się odnieść w ciągu najbliższych dni.
[/lock_content]
Źródło:
Gazeta Wyborcza Lublin
Piotr Kozłowski
